Archiwum Wystaw

Człowiek w nieskończoności zapisu

W czwartek 14 stycznia zapraszamy na kuratorskie oprowadzanie po wystawie. Początek o godz. 16.30. Czekają na Państwa Andrzej Różycki i Karol Jóźwiak.

Wystawa fotograficzna dorobku Zofii Rydet w Muzeum Kinematografii w Łodzi jest związana z ważną rocznicą 25-lecia Festiwalu filmowego Człowiek w Zagrożeniu.

Zofia Rydet, wybitny fotografik, była bohaterką filmu „Nieskończoność dalekich dróg. Podpatrzona i podsłuchana Zofia Rydet. Anno Domini 1989” – zwycięzcy pierwszej edycji festiwalu. Tytuł wystawy świadomie nawiązuje tak do tytułu filmu, jak i do hasła programowego festiwalu.

Zosia przynależy do obszaru twórców dziś powszechnie określanych mianem artystów sztuk wizualnych. Za jej życia to pojęcie nie funkcjonowało bądź nie było wystarczająco spopularyzowane. Zosię zakwalifikowano i zaszufladkowano do roli fotografa – fotograficzki. To zawężało i ograniczało jej rolę w świecie sztuki. Tymczasem jej twórczość jest absolutnie uniwersalna, a programy, idee i cykle łamią wszelkie bariery w sztuce. Tak interpretując jej twórczość, zdecydowanie zbliżamy się do form filmowych. Nie można w żadnej mierze wyabstrahować ostatnich lat twórczości Zofii Rydet z funkcjonowania fotografii w owym czasie (lata 70. i 80.). Ta epoka zbiega się z ogromnym przewartościowywaniem roli i znaczeń fotografii. Z trudem i na rozmaity sposób – niekiedy dość dramatycznie – wchodziła ona do poważniejszych galerii artystycznych i panteonu sztuk plastycznych, by pozostać w nim na stałe. Zosia ze swoimi cyklami wchodziła w inny sposób niż np. przedstawiciele awangardy z ich problemami konceptualnymi, analitycznymi czy wiwisekcjami medialnymi. Jej receptą była niesamowita dyscyplina i konsekwencja w strategicznym, wieloletnim (w wypadku „Zapisu socjologicznego” kilkunastoletnim) sposobie realizowania opartym na jednorodnej metodzie ukazywania tematu, opartej na prawdzie „ludzkiego losu”, jak ona sama trafnie to określiła. Z drugiej strony fotograficy młodszego pokolenia łapczywie chwytali po kamery wideo, by z tego narzędzia uzyskiwać efektowne według nich obrazy. Łatwość obsługi, rezygnacja z chemikaliów i zamykania się w ciemni, zaniechanie wieloetapowych działań stricte fotograficznych w konsekwencji często tępiła wrażliwość zastępowaną przez epatowanie efektownymi, ruchomymi obrazami. Zofia nieustannie marzyła o możliwości rejestracji obrazu kamerą. Jednak z racji wieku z trudem nosiła nawet aparat małoobrazkowy, tym bardziej więc nie została wideozapisywaczem. Dla potomności pozostały jej perełki fotograficzne.

Wystawę rocznicową Festiwalu można by potraktować konwencjonalnie, standardowo pokazując najciekawsze prace. Ja proponuję inne rozwiązanie. Z racji miejsca wystawowego sprofilowanego jednoznacznie na obszar wizji świata filmowego spróbuję przedstawić Zofię – artystkę w obszarze najbliższego styku fotografii z filmem. Rozumuję, że widz w sposób naturalny zorientowany na film w nim szuka faktów, wszelkich znamion i powiązań, chociażby nawet i podświadomie. Przestrzenie i możliwości Muzeum, rozproszenie dzieł artystki po piętrach oraz rozmaitych pomieszczeniach i korytarzach determinują obraz wystawy. Zdecydowałem ograniczyć pokaz potężnego dorobku Zofii Rydet do trzech głównych cykli, bowiem pokaz całego zbioru będącego w posiadaniu Fundacji im. Zofii Rydet przekracza możliwości największych sal wystawowych i to w całej Łodzi. Najgłębiej dotykają skojarzeń z obszarem filmowym cykle: „Nieskończoność dalekich dróg”, „Zapis socjologiczny” i „Świat uczuć i wyobraźni”.

Natomiast wydaje się nieodzowne pokazanie choćby we fragmentach najistotniejszych cykli, ale uatrakcyjnionych o dodatkowe akcenty podkreślające ich istotę, i tak:

„Zapis socjologiczny” (1978-90) wzbogacony jest o portrety artystów. Są to powiększenia archiwalne udostępnione z negatywów znajdujących się w Fundacji im. Zofii Rydet. O tyle jest to ciekawe, że unaocznia trud fotografa w pokazywaniu kolegów – artystów w najrozmaitszych wariantach. Widać tu wyraźnie, jak duży kłopot ma artystka z umiejscowieniem i wystylizowaniem twórców. Prezentacja portretów artystów będzie miała w Łodzi premierę.

Pokazuję również powiększenia postaci kobiet w progach swoich domów. Powiększeń takiej wielkości nigdy za swojego życia Zosia nie uczyniła. Wielkość każe zaakcentować doniosłość przesłania artystki. Znakomity krytyk sztuki Urszula Czartoryska tak pisała o cyklu „Kobiety w progach”: „To życie obrazu istnieje w sferze symbolicznej (…) Motyw kobiety stojącej we framudze drzwi, powtarzalny, jest alegorią kobiecości, która przenosi życie ze strefy utajonej do otoczenia, i po drugie – stoi trwale i czujnie na przełęczy między intymnością i publicznym istnieniem człowieka. Postać w otwartych drzwiach uosabia to, co niesymetryczne w sensie psychicznym, przed jej postacią i za nią, a także wyraża głębokie źródła wszelkiej odwagi i ciekawości – świadomość zakorzenienia, życiodajnej przeszłości jednostki i plemienia.”

Powiększone są również wybrane fragmenty wnętrz z ludźmi, a także zewnętrzny widok ich domów. Na swoich wystawach Zofia rzadko sięgała do takich podwojonych pokazów, obrazujących człowieka we wnętrzu i widok tegoż domu z zewnątrz.

„Nieskończoność dalekich dróg” (1980-81) cykl fotograficzny był niezmiernie rzadko pokazywany za życia artystki. Z racji tożsamego tytułu cyklu i filmu pokazuję całość skompletowanego układu zdjęć. Prezentuję go również z tego powodu, że bardzo klarownie wyłożyła w nim, również werbalnie, światopogląd religijny i sens utrwalania obrazu świata fotografią: „Te drogi… te znaki chciałam robić… żeby było coś takiego… tajemniczego. Jest znak, ale nie wiadomo właściwie jaki, jaki ten znak, dokąd to życie ma iść. Ja w swojej „nieskończoności dróg”, że do śmierci… już jak jest ta śmierć, te drzewa mijają, już wchodzisz w ten niebyt. I nagle ukazuje się między tymi drzewami maleńkie światełko jasne. To jasne światełko zaczyna się rozszerzać, a na samym końcu jest głowa Chrystusa. To tak powinno być, jeżeli się wierzy w coś, a wydaje mi się, że tylko wiara pomaga, żeby człowiek się zupełnie nie zapadł. Ona w najcięższych chwilach jest bardzo potrzebna…”. Oto intymna i szczera filozofia „homo fotograficus”.

„Nieskończoność dalekich dróg” jest cyklem najbardziej skomplikowanym i złożonym, składającym się z wielości rozmaitych kadrów i układów dróg, znaków zakazu i nakazu… Obrazy fotograficzne są montowane przez samą artystkę w kompozycje i konstrukcje planszowe, w tym np. nowatorskie ułożenie krzyży cmentarnych w bryłę krzyża, co stanowi ukoronowanie cyklu. Według mnie, ujmując w kategoriach filmu , ten cykl jest najbardziej dopracowany scenariuszowo i dramaturgicznie. O ile „Zapis socjologiczny” jest wykonywany nieomal wyłącznie w kadrze poziomym, co przypomina zdecydowanie kadr filmowy, o tyle kadrowanie dróg i znaków przydrożnych jest przedstawione głównie w formie pionowej, ale układ i przesłanie ideowe, całość przemyślanej kompozycji i narracji cyklu narzuca myślenie przynależne do języka filmowego. Ma swój jasny początek, rozwinięcie i zakończenie – klarowną kompozycję.

Te dwa cykle z powyżej wymienionych determinantów pokazuję równolegle w jednej przestrzeni. Tak prowadzony równoczesny pokaz cykli zaistnieje po raz pierwszy w prezentacji dorobku Zofii Rydet. Oczywistość takiego pokazu usprawiedliwia czas narodzin i wystawień obydwu cykli. Ekspozycja przypomina tzw. technikę montażu równoległego w filmie. Ta pełna prawda została potwierdzona negatywowym zapisem – klatka po klatce. Oglądając archiwalne negatywy z dorobku artystki z tego czasu wyraźnie widać przemienność motywów drogi z rejestrowanymi wnętrzami i wątkami zapisów ludzi w domach. Taki wiarygodny zapis na negatywach w pełni upoważnia do równoległego przedstawienia obu cykli fotogramów. Owa analogia montażu równoległego ponownie przypomina, że znajdujemy się w Muzeum Kinematografii.

„Świat uczuć i wyobraźni” (1969-76) tytuł bogatego, wielowątkowego cyklu fotomontaży tłumaczy nader czytelnie zamierzenia artystki. Wskazuje, jakimi emocjami i metodami chciała to osiągnąć. Na cykl składają się kilku- lub kilkunastoczęściowe zestawy fotogramów, podcykli czy – jak niekiedy sama określała – etiud (potwierdza to jej biografka Małgorzata Mach). Cóż, dla filmowców ta nazwa mówi sama za siebie. To określenie odnosiła do zestawu kilku podcykli. Równie dobrze można by etiudą nazwać pojedyncze zdjęcie – tyle bowiem w jednym montażowym fotogramie jest zawartych tematów, emocji, metafor i symboli. Niekiedy nazywane je dosyć dramatycznie: „Fantomy”, „Zagrożenie”, „Zagłada”… a innym razem nazywała nadzwyczaj poetycko: „Sentymentalna ballada”, „Narodziny”, „Zakochani”…

Cała metoda fotomontażu oczywiście przywodzi na myśl technikę montażu filmowego i stąd właśnie zaczerpnięte pojęcie. W jej przypadku czerpie głównie z fotomontażu lat 20. XX wieku sztuki radzieckiej, plastycznej propagandy, ale głównie klimatem, nastrojem i poetyką odnosi się do fotografii montażystów francuskiego surrealizmu.

Wystawę dopełnia swoisty aneks. Prace nazwałem „Fotoandrzejozofią”. Najprościej ujmując są to kolaże, a raczej wycięte fragmenty jej zdjęć, które pozostały po niewykorzystanych projektach fotomontażowych, i które pozwoliłem sobie nakleić na własne fotogramy – w większości z równoległego czasokresu powstania moich i Zosi zdjęć.

Andrzej Różycki

Zdjęcia są prezentowane na wystawie dzięki Fundacji im. Zofii Rydet

Wcześniejszy

Lublinek

Następny

Super propozycje dla dzieci