WIELKIE PIĘKNO
Składając w tym filmie hołd swemu mistrzowi, Federico Felliniemu, tworzy Paolo Sorrentino szczególnego rodzaju sequel – ciąg dalszy Słodkiego życia. Zważywszy na artystyczną rangę pierwowzoru, posunięcie takie uznać należy za wielce ryzykowne – wszak autor Boskiego musiał być świadom faktu, że jego kolejny film ma niewielkie szanse na prześcignięcie arcydzieła Felliniego (co zresztą się nie stało). Gest Sorrentino czytać można w następujący sposób: otóż reżyser Wielkiego piękna dał swym widzom do zrozumienia, iż dziedzictwa wielkich klasyków X Muzy nie należy postrzegać wyłącznie na zasadzie rezerwuaru sprawdzonych, a przez to użytecznych rozwiązań, z których tak chętnie korzystają skłonni do pastiszu i parodii filmowcy postmodernistyczni. Mówiąc inaczej, kontynuacja wątków zawartych w Słodkim życiu prowadzić miałaby do symbolicznego wskrzeszenia tradycji kina modernistycznego i przywrócenia go współczesności. Entuzjastyczna reakcja widzów oraz krytyków sugeruje, że ta strategia filmowej restauracji cieszy się pewnym uznaniem (choć nie brakowało i głosów oceniających Wielkie piękno jako film fałszywy, kiczowaty i minoderyjny).
Oto co na temat Wielkiego piękna w jednej z pierwszych polskich recenzji filmu napisał Piotr Czerkawski: „Choć Sorrentino opowiada o klęsce życiowej, jego film trudno określić jako przygnębiający. Włoski reżyser o poważnych sprawach mówi z ujmującą lekkością, nadaje fabule strukturę wypełnionej dygresjami anegdoty i dobrze się czuje w towarzystwie swego bohatera. Przy okazji Sorrentino demonstruje stylistyczną biegłość, która pozwala oddać na ekranie całe bogactwo skomplikowanego życia postaci. Jep nieustannie lawiruje między sacrum a profanum, ironią a powagą, ekstazą a wyciszeniem. Nastrój całego filmu definiuje już pierwsze kilkanaście minut. Długa sekwencja kontemplacyjnego spaceru po Rzymie zostaje niespodziewanie przerwana krzykiem rozhisteryzowanej diwy, który przenosi nas w sam środek szalonej imprezy.”