KOMEDIANCI
Opus magnum, a zarazem łabędzi śpiew realizmu poetyckiego w kinie francuskim. Podobnie jak w przypadku Ludzi za mgłą czy Brzasku Marcel Carné, do spółki ze scenarzystą Jacquesem Prévertem, opowiada o kochankach, których miłość ginie w odmętach fatalizmu. Po raz kolejny losy głównych bohaterów układają się zatem w ciąg przypadkowych spotkań, niezamierzonych działań oraz wymuszonych rozstań. Jednak poprzez osadzenie akcji Komediantów w świecie teatru motyw nieubłaganego przeznaczenia zyskuje nowy wymiar. Gra sceniczna nakłada się na role odgrywane przez bohaterów w rzeczywistości, czyniąc z nich bezwolnych odtwórców ponadczasowych schematów sztuki melodramatycznej.
Tak ostatnie arcydzieło francuskiego reżysera opisuje w swej entuzjastycznej recenzji Aleksander Jackiewicz: „W »Komediantach« miłość broni się przed tandetą, używając tandety zamierzonej jako środka obrony: sceny w teatrzyku z peryferii, niewybrednej pantomimy, Pierrota. I dopiero wtedy przebija się przez to wszystko, jak gra Barraulta przez szminkę. Gdy tej miłości zabraknie stylizacji, zaczyna jej grozić, jak nagiej twarzy aktora, codzienność, umowność, tani liryzm. Miłość Baptysty została wpisana w film i pozostała w nim poprzez swoje niespełnienie. Gdyby się spełniła, gdyby Garance nie odeszła, poezja wypłynęłaby z filmu, jak wino z rozprutego bukłaka”.