OBYWATEL KANE
Film stanowiący najlepszy dowód na to, że w ramach przemysłu hollywoodzkiego bazującego na „powtórzeniu”, zawsze istniało miejsce na „innowację”. Legenda Obywatela Kane’a rozpoczęła się już w latach 40., za sprawą batalii, jaką przeciwko dziełu Orsona Wellesa wytoczył będący pierwowzorem dla głównego bohatera, prasowy magnat William Randolph Hearst. Jednak nawet bez tej pozaekranowej otoczki, obraz od samego początku nosił wszelkie znamiona dzieła, które ma szanse wejść do historii X Muzy. Z jednej strony Welles w niezwykle pomysłowy sposób wykorzystał zabieg filmowej narracji polifonicznej, czyniąc ze swego filmu traktat o niemożności dotarcia do prawdy pewnej i ostatecznej (żadna z zaprezentowanych reporterowi opowieści o samotnym mieszkańcu pałacu Xanadu, nie daje odpowiedzi na pytanie, co oznacza wypowiedziane przez niego na łożu śmierci słowo „różyczka”). Z drugiej strony, przedkładając wieloplanową kompozycję kadru z dużą głębią ostrości nad prawidła montażu analitycznego, był jednym z twórców, którzy, zdaniem André Bazina, oddając na ekranie „rzeczywisty czas rzeczy”, przyczynili się do zmiany języka filmu.
Tak o fenomenie Obywatela Kane’a tuż po jego polskiej premierze w roku 1948 pisał Leon Bukowiecki: „Jest to rewelacja artystyczna na skalę olbrzymią, nie spotykaną od czasów Eisensteina. Welles jest odkrywcą tak nadzwyczajnych kombinacyj inscenizacyjno-fotograficzno-montażowych, połączonych z przejmująco trafnym podkładem muzycznym, że ocenienie rewelacyjności tego filmu po jednorazowym obejrzeniu jest praktycznie niemożliwe. Uderzające cechy reżyserii Wellesa to baczne zwracanie uwagi na szczegóły, ale pokazywanie ich tylko przez drobny ułamek sekundy. Niektórych ważnych scen nie widziało ponad 50 % widzów obecnych na sali (wg testów amerykańskich!) może przez zastosowanie wieloplanowości fotografii, która pozwala na potrójność akcji na ekranie w trzech kolejnych głębiach”.